Zaangażowani, szaleni, tenisowi rodzice

Zaangażowani, szaleni, a nawet koszmarni tenisowi rodzice w tenisie jak i innych dyscyplinach sportowych to już norma

Jak w większości dyscyplin sportowych, tak samo w tenisie istnieje tak zwany KOR czyli Komitet Oszalałych Rodziców. Na każdym z turniejów zaczynając od turniejów przez minisiatkę, skrzaty, młodzików i starszych zawodników spotkamy oszalałych, tenisowych rodziców. Obecni są na każdych kortach i każdy klub ma co najmniej jednego zawodnika, którego rodzic kwalifikuje się do KOR.

Żeby wyszkolić świetnego tenisistę potrzeba do tego mocnego impulsu, między innym w postaci zaangażowanego wsparcia szalonego (w pozytywnym znaczeniu) rodzica – takiego, który napędza swoje dziecko własną energią i “szaleństwem”. Na przeciwnym biegunie znajdują się rodzice mało angażujący się w trening i grę swojego dziecka. Skupiających swoją uwagę bardziej na angażowaniu się w zakupy ciuchów, sprzętu, wyjazdu do najdroższych akademii, wyszukiwaniu psychologów sportowych, trenerów personalnych, także (o zgrozo) siatkowanie kortu i noszenie torby tenisowej za swoim dzieckiem. Zwykle działają w dobrej wierze, chcąc odsunąć swą pociechę od wszelkich, nawet drobnych niedogodności. Jak więc dziecko kształtować ma mocny charakter, odporny na to, co niewygodne, jak budować ma swą siłę? Jak uczyć się wiary we własne możliwości? Jak pobudzać niezłomność w obliczu przeciwności? Pokonując przeciwności w codziennym treningu, zawodnik jest lepiej przygotowany do walki z trudnościami podczas meczu. Rodzice robiąc wszystko żeby tych przeciwności nie było, pozbawią dziecka ambicji i twardości na korcie, marnując jednocześnie jego potencjał.

Innym, znacznie trudniejszym przypadkiem są rodzice zastraszający swoje dzieci, krzyczący, pastwiący się nad nimi psychicznie, a nawet fizycznie. Brzmi mocno, ale niestety nie są to rzadko spotykane przypadki. Zbyt intensywnie ingerują w to, co się dzieje podczas meczu nie dając dziecku marginesu na popełnienie błędu i przestrzeni na podejmowanie własnych decyzji. Czy dziecko, które w wieku 10 lat gra wyłącznie dla rodzica będzie miało za kilka lat motywację do gry? Wątpię.

Kiedy najmłodsze dzieci stawiają pierwsze kroki w turniejach “krasnali”, potrzebują przede wszystkim wsparcia, akceptacji i dużo zabawy. Większość rodziców to właśnie przekazuje swoim pociechom. Ale nie wszyscy. Pamiętam pewną dziewczynkę, która w wieku ok. 6 lat grając w turnieju na minikorcie po prostu świetnie się bawiła odbijając piłkę – nawet nie znała wyniku, nie wiedziała kiedy jest koniec meczu ani kto mecz wygrał. Niezależnie od wyniku, zarówno po wygranym, jak i przegranym meczu, schodziła z kortu uśmiechnięta. Niedługo później sytuacja zmieniła się. Widywałem kiedy podczas turniejów rodzic stojąc z boku komentował każdą piłkę i nawet, gdy wyczerpana wymianą nie dobiegła do kolejnej piłki, syczał, że powinna dobiec. Nawet po wygranym meczu zamiast radośnie celebrować sukces, schodziła z kortu przerażona, po porcję dosadnych uwag dotyczących popełnionych błędów. Podobna sytuacja z turnieju gdy rodzic 7-letniego chłopca krzyczał zza jego pleców, że syn musi wygrać mecz, choć dziecko nie było w stanie przeciwstawić się lepiej grającemu przeciwnikowi i płacząc nie chciało dokończyć meczu. Albo jeszcze inny obrazek, gdy podczas meczu “skrzatek”, dziewczynka przegrywała punkt za punktem a na trybunach szalał ojciec. Kiedy tylko zniknął nie chcąc już dalej patrzeć na grę, córka złapała koncentrację i zaczęła grać na znacznie lepszym, swoim poziomie. Jak długo dziecko może grać w tenisa kiedy głównym “motorem” jest presja rodzica? Jeśli samo nie potrafi, a nawet nie ma przestrzeni na to, żeby poszukać własnych radości z godzin spędzanych na korcie?

W tenisowym trójkącie trener-dziecko-rodzic czasem tym najsłabszym ogniwem może być rodzic – ten zbyt szalony, nie panujący nad emocjami, próbujący ingerować we wszystko i wszystkich, w każdy element gry, nie dający wsparcia, nieakceptujący błędów. Pamiętaj, w tym trójkącie każdy ma swoją, bardzo ważną, sobie przypisaną rolę: dającego z siebie 100% zawodnika, zaangażowanego trenera, który wyposaża zawodnika w potrzebne podczas meczu umiejętności i zasoby mentalne oraz rodzica – mądrze zaangażowanego, wspierającego i motywującego. Zakresy tych ról są jasno określone i ingerencja w nie, przysparza raczej więcej kłopotu niż korzyści. Pamiętajmy finalnie podczas meczu to nie my rodzice stoimy na korcie tylko nasze dziecko!

Statystyki pokazują, że znacząca większość grających dzieciaków nie dociera do zawodniczego tenisa na poziomie seniorskim. Aż 70% dzieci rezygnuje z gry przed 13 rokiem. Przyczyn jest wiele – brak motywacji, nadmierna presja rodziców. Jednym z popularnych błędów jest dokładanie młodemu zawodnikowi wciąż kolejnych jednostek treningowych na korcie, gdy nie widać spodziewanych efektów. To jedna z prostszych dróg do zabicia w dziecku motywacji. O ile wcześniej z obranej drogi nie wykluczą go kontuzje spowodowane nadmiernym przeciążeniem. Tymczasem lepszym sposobem na poprawę wyników jak i zabezpieczenie przed kontuzjami jest rozwijanie dziecka jednocześnie w innych dziedzinach sportowych (nawet 40%-50%), budując solidny fundament do dalszego rozwoju.

Sukces wymaga ambicji, zaangażowania i nie raz poświęcenia i ale nie kosztem niszczenia dziecka. Nie każde dziecko grające w tenisa musi być, a nawet z całą pewnością nie każde będzie zawodowym tenisistą. Część rodziców próbuje realizować swoje marzenia kosztem dziecka, a nie każde dziecko chce brać udział w drodze po mistrza świata swojego rodzica.

W tym sporcie żeby być dobrym, trzeba dążyć do doskonałości i mieć dużo cierpliwości, bo droga do niej jest długa i kręta. Co ważne, jak w każdym zresztą sporcie, nie ma drogi na skróty. Ostatnio słuchałem rozmowę świetnego zawodnika z “naszego podwórka” Huberta Hurkacza. Na pytanie dziennikarza, co chciałby poprawić w swojej grze, powiedział, czym zaskoczył rozmówcę, że wszystko. Hubert świetnie serwuje ale powiedział, że jego serwis może być jeszcze lepszy. To pokazuje, że przez całą karierę, czy to zawodniczą, amatorską, czy rekreacyjną, ciągle możemy poprawiać naszą grę. Natomiast dzieci nie zawsze dążą do doskonałości, czasem po prostu lubią konkurować. Pozwólmy im na to i bądźmy dla nich dobrym przykładem zdrowego zaangażowania, konsekwencji i wsparcia podczas meczów.

Czasami warto “stanąć obok” i spróbować spojrzeć na swoje reakcje. Wiadomo, że koniec końców chce się dobrze dla swojego dziecka. Czasami sam zastanawiam się, czy mądrze wspieram swoje dziecko. Czasami i moje emocje są na wysokim, czasami nawet negatywnym poziomie. Są momenty kiedy dostrzegam, że ma dosyć. Jednak wystarczy, że zapyta mnie, kiedy następny trening lub dlaczego tak mało gramy – i wtedy wiem, że wszystko jest w porządku.

Na koniec 5 punktów o których warto pamiętać:

  1. Na turnieju jest zawsze tylko jeden wygrany – reszta prędzej czy później przegrywa.
  2. Jeśli rodzicowi zależy, żeby dziecko wygrywało, chęć sukcesu musi pochodzić od dziecka, nie od rodzica.
  3. Młody zawodnik popełnia mnóstwo błędów, co przecież pokazuje mu już sam wynik meczu, dodatkowy komentarz rodzica jest zbędny.
  4. Za dużo błędów serwisu? Czy wystarczająco dużo trenuje ten element gry?
  5. Pozwól podejmować decyzje na korcie swojemu dziecku to ono tam jest i bierze odpowiedzialność (wynik) za swoje wybory.